Dopiero co udało mi się pozbierać po chorobie męża, choć już od dłuższego czasu jest wszystko oki. I chemioterapię się skończyły, i moje samotne dni z maleńkim niemowlakiem, i mąż wrócił do pracy. Minął rok spokojnego życia, spokojnego tyle o ile, ale bez ciągłego myślenia co powie onkolog na kolejnej wizycie męża. A czemu??? bo dowiedzieliśmy się, że mók kochany tata ma nowotwór. Jak to usłyszałam to ścięło mnie z nóg... pierwsze co pomyślałam.... Czemu znów my??? znów to samo się zacznie...
ale jestem dobrej mysli tak jak wtedy gdy chodziło o mojego męża...
zawsze byłam optymistką... i teraz też nią jestem... choć serce mi się kroi i łzy lęcą z oczu...
wiem, że przez to przejdziemy bo jesteśmy kochającą się rodziną, a tatę wspieramy z całego serca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za komentarz:)