Mimo, iż święta już w progu mojego domku, mnie cały czas przypominają się ubiegłe święta. Nie chciałabym pamiętać wszystkich tych myśli, które towarzyszyły mi kilka dni przed ubiegłymi świętami, to nie da sie o tym zapomnieć. Dziękuję Bogu, że dziś jest inaczej. Jestem szczęśliwa:) wtedy nie było mi do śmiechu. A dlaczego zapytacie??? bo właśnie wtedy dowiedzieliśmy się z mężem, że ma nowotwór. Byłam wtedy w ciąży, pełna szczęścia, radości a tu taka wiadomość, strącająca z nóg... Ile łez wylałam, wiem tylko ja sama... Pierwsze dni życia z tą informacją były koszmarem... gdy już zaakceptowaliśmy to co dał nam Bóg zaczęła się nasza walka o nasze wspólne dalsze życie... Zabieg, chemioterapia i ja z moim coraz większym brzuszkiem przychodząca do męża. Choć pod moim serduszkiem rósł najwiekszy dar od Boga to dostałam też najgorszy w postaci tej choroby. Ciągłe pocieszanie męża, który się poprostu załamał... nie wiem skąd ja czerpałam tą siłę... dziś z perspektywy czasu myślę, że dawała mi ją właśnie ciąża. Musiałam być silna za nas wszystkich, dla siebie, dla męża i dla mojego synka...
Dziś jesteśmy razem i cieszymy się z każdej wpólnej chwili razem...
takie złe chwile bardzo pieczętują małżeństwo...
A dziś skąd czerpę siłę?? z każdego uśmiechu mojego synka Kacperka. Daje mi on ogrom energii do działania... Kocham Cię synku:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuje za komentarz:)